Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na środku, oświecony wielkim świecznikiem w formie lotusu, napełnionym żółtą oliwą, w której pływały knoty. W cieniu błyszczały wojenne sprzęty. Miecz goły oparty był o stołek przy puklerzu, bicze ze skóry hippopotama, cymbały, dzwonki, naszyjniki rozrzucone w nieładzie na koszach z trawy spartjackiej; okruszyny chleba czarnego na kołdrze pilśniowej; a w kącie na okrągłym kamieniu miedziana moneta, niedbale nagromadzona. Przez dziury porobione w płótnie wiatr naniósł do namiotu kurzu ze dworu, razem z wonią właściwą słoniom, które wpobliżu jadły i potrząsały swemi łańcuchami.
— Kto jesteś? — rzekł Matho.
Ona milcząc, oglądała się wkoło powoli. Na końcu wzrok jej zatrzymał się w głębi namiotu, gdzie na łożu z gałęzi palmowych spoczywał przedmiot jakiś błyszczący i błękitnawy.
Dziewica posunęła się tam żywo, wydając okrzyk.
Matho postąpił za nią, i uderzając zniecierpliwiony nogą o ziemię, powtórzył:
— Kto cię tu sprowadza? poco przychodzisz?
Ona wskazując welon cudowny — odrzekła:
— Chcę go zabrać — i drugą ręką odrzuciła za słony z swej głowy. Matho cofnął się, podając ręce wtył, osłupiały i prawie przerażony.
Salammbo, uczuła w sobie wstępującą jakby siłę bogów a patrząc mu w oczy, zażądała zwrotu cudownego welonu, przemawiając śmiało i wyniośle.
Matho nie słyszał słów, on patrzył na nią. Strój w jego oczach pomieszał się z samą jej istotą. Świetność ozdób wydawała mu się niejako cząstką jej ciała, własnością jej tylko przynależną. Oczy i brylanty jednako świeciły, połysk paznokci przedstawiał się jako dalszy ciąg kamieni obejmujących jej palce. Dwie spinki unoszące tunikę odsłaniały zlekka łono,