Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tego przepychu. Potem zaczęła się przechadzać, zniecierpliwiona długiem oczekiwaniem.
Nakoniec ozwało się pianie koguta. Dziewica upięła na włosach długą żółtą zasłonę, okręciła szarfą wkoło szyi, wsunęła nogi w buciki z niebieskiej skóry i rzekła do Taanach:
— Idź, zobacz, czy pod myrtami nie czeka człowiek z dwoma końmi?
Lecz zaledwie służebna wyszła, ona już zstępowała ze schodów.
— O, pani! — zawołała mamka.
Salammbo obróciwszy się, położyła palec na ustach na znak spokoju i milczenia.
Taanach posunęła się aż do tarasów i zdaleka przy świetle księżyca widziała w alei cyprysowej olbrzymi cień postępujący ukośnie z lewej strony Salammbo, co uważano za przepowiednię śmierci.
Stara niewolnica, powróciwszy do komnaty, rzuciła się na ziemię i szarpiąc twarz paznokciami, wydzierając swe włosy, wydawała przeraźliwe wycia.
Przecież w końcu przypomniała sobie, że ją mogła usłyszeć, więc przycichnąwszy, szlochała tylko żałośnie, leżąc na płytach posadzki z głową ukrytą w dłoniach.