Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyrzutów. Czuł potrzebę jakiegoś dowodu, jakiejś manifestacji bogów i w nadziei dostąpienia tego, wymyślił sobie przedsięwzięcie, które jednocześnie mogło było zbawić jego wiarę i ojczyznę. Odtąd rozpoczął przed Salammbo opłakiwać dokonane świętokradztwo i smutne następstwa, jakie ono wywołało w urządzeniach niebieskich. Potem niespodzianie uwiadomił ją o niebezpieczeństwie, w jakiem znajduje się suffet otoczony przez trzy armje, któremi dowodzi Matho.
Kartagińczycy bowiem wszyscy ze względu na uniesiony welon, zwykli byli uważać Mathona, jako króla barbarzyńców; w końcu dodał, iż zbawienie Rzeczpospolitej i ojca zależy od niej jedynie.
— Ode mnie? — zawołała — jakżeż to być może?
A kapłan z uśmiechem podstępnym dodał jeszcze: — Ty nigdy się nie zgodzisz na to. —
Dziewica błagała o wyjaśnienie, aż Schahabarim wkońcu powiedział:
— Trzeba, ażebyś poszła do barbarzyńców odzyskać welon.
Ona upadła na hebanowy stołek i czas jakiś pozostała tak ze spuszczonemi na kolana rękami, przejęta drżeniem wszystkich członków, niby ofiara u stóp ołtarza oczekująca ciosu topora. Skronie jej biły gwałtownie, zdawało jej się, że widzi ogniste kręgi wokoło, a w osłupieniu nie rozumiała nic więcej nad to, że powinna iść na śmierć.
Lecz gdyby Rabetna zwyciężyła, welon powrócił i Kartagina była oswobodzona, to cóż znaczy życie jednej kobiety!... myślał Schahabarim. Zresztą mogłaby odzyskać welon, a nie zginąć przecież!...
Przez trzy dni nie ukazał się u Salammbo — czwartego posłała sama z przyzwaniem go.
Przybywszy, dla zachęcenia, powtarzał jej wszelkie zarzuty czynione Hamilkarowi przez lud i Wielką