Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szy kolana, trzymajac pikę przed sobą, niewzruszeni z zaciętemi zębami, zmuszali do cofania się dwa szeregi naraz, pasterze epiroccy napierali lewy szwadron Klinabarów, czepiając się grzywy ich koni i wywijając kijami tak, że rumaki zrzucały jeźdzców i rozbiegały się po równinach, procarze puniccy rozdzieleni tu i owdzie stali w miejscu przerażeni. Falanga zaczęła chwiać się w niepewności, dowódcy biegali pomieszani, lub też, uszykowawszy się wtyle linji, przepuszczali żołnierzy, i zdawało się, że barbarzyńcy, którzy na nowo się sformowali, otrzymują zwycięstwo.
Wtem nagle rozległ się krzyk straszny, ryk przeraźliwy wściekłości i bólu, pochodzący od siedmdziesięciu dwuch słoni, które cisnęły się do szeregów. Hamilkar zaczekawszy, aż jurgieltnicy zgromadzą się w jedno miejsce, — wypuścił na nich podrażnione zwierzęta. Indusi kłuli biedne olbrzymy tak silnie, że krew lała się strumieniem po wielkich uszach, trąby zafarbowane minją wznosiły się wgórę podobne do wężów czerwonych. Piersi uzbrojono im oszczepem, na grzbietach były puklerze, a chcąc je więcej rozjątrzyć, upojono mieszaniną pieprzu, mocnego wina i korzeni. Potrząsały naszyjnikiem z dzwonków, wydając krzyki okropne, a przewodnicy, schylając głowy, chronili się od zapalonych pocisków, które wyrzucano ze szczytu wież dźwiganych przez słonie. Chcąc się oprzeć tej nagłej napaści, barbarzyńcy ścisnęli się w tłum jeden, lecz słonie nacierały na nich gwałtownie, oszczepy przytwierdzone na piersiach zwierząt niby nawy statków, rozrzucały kohorty barbarzyńskie, które pierzchały jak spienione bałwany. Słonie trąbami dusiły przeciwników lub chwytając z ziemi, podawały ich przez swą głowę żołnierzom będącym w wieżach albo też kłami rozdzierały im wnętrzności, które potrząsane w powietrzu nawijały się na olbrzymie zęby słoni i wyglądały niby zwoje masztowych sznurów. Barbarzyńcy starali się wykłuwać im oczy,