Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łej sukience, wyciętych prunelowych trzewiczkach, z włosami w dwa warkocze splecionymi! panowie pochylali się ku niej i prawili jej grzeczności gdy wracała na swoje miejsce; dziedziniec klasztorny pełen był powozów, przesyłano jej od drzwiczek pożegnania, nauczyciel muzyki przechodził kłaniając się ze skrzypcami pod pachą. Jakież to dawne dzieje! jakie dawne!
Przywoływała swoją Dżali, brała ją na kolana, głaskała wysmukłą jej główkę i mówiła do niej:
— Pocałuj twoją panią, Dżali, ty, która nie masz żadnych zmartwień.
Potem przypatrując się smętnym oczom wysmukłego zwierzęcia, które powoli ziewało, rozczulała się i porównywając go do samej siebie, mówiła doń głośno, jak do osoby zasmuconej którąby chciała pocieszyć.
Czasem przeciągały chłodne powiewy od morza, które przynosiły z sobą lekką woń słonawą. Wtenczas pochylały się z jękiem, liście buków drżały szeleszcząc, podczas gdy wierzchołki kołysząc się bezustannie, szemrały na jednakową ciągle nudę. Emma otuliła się szalem i wstawała.
W ulicy drzewami wysadzonej, zielonawa jasność dzienna przeciskając się przez liście, oświe-