Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/575

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go ręką ze szmerem iskier elektrycznych. Była to ta sama suknia!
Stał tak długo, przypominając sobie w ten sposób wszystkie utracone szczęśliwości, jej postawę, jej ruchy, dźwięk jej głosu. Po jednym żalu, przychodził drugi, bez końca, jak fale wzbierającego potoku.
Zdjęła go straszna ciekawość: powoli, końcami palcy, drżąc cały, podniósł zasłonę okrywającą ukochane zwłoki. Lecz natychmiast wydał okrzyk zgrozy, który tamtych obudził. Odprowadzili go na dół, do sali.
Potem Felicya przyszła powiedzieć że prosił o promień włosów umarłej.
— Utnij go! odparł aptekarz.
A gdy dziewczyna się wahała, przystąpił sam, z nożyczkami w ręku. Ręka mu tak drżała że ukłuł skórę w kilku miejscach na skroni. Wreszcie, pokonywając wzruszenie, zaciął kilka razy na chybił trafił, co powyszczerbiało ten pyszny płaszcz ciemny.
Aptekarz wraz z księdzem powrócili do swych odnośnych zajęć, podrzemując od czasu do czasu, o co się wzajemnie oskarżali po każdem przebudzeniu. Natenczas ksiądz pokropywał pokój wo-