Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wać. Natenczas niebo się otwiera, zdaje nam się słyszeć głos wołający: „oto jestem!”. Czujesz potrzebę zwierzenia się tej osobie ze swego życia; oddania jej wszystkiego; poświęcenia jej całej istności swojej! Nie potrzeba tu słów, spojrzenia same się rozumieją. Widziano się już w marzeniach... (Tu spojrzał na nią). Masz nakoniec ten skarb tak szukany, stoi tu, przed tobą jasny i promienny. Jednakże, wątpisz jeszcze, nie śmiesz temu uwierzyć, stoisz olśniony, jak człowiek, który z ciemności na światło wyjdzie.
Tych słów domówiwszy, Rudolf dołączył do nich pantominę. Przysłonił dłonią oczy, jak gdyby go światło raziło, potem spuścił ją na rękę Emmy. Ona swoją usunęła. Radzca tymczasem czytał ciągle:
„I któżby się temu dziwił, panowie? Ten chyba, ktoby był tak dalece zaślepionym, tak dalece — śmiem powiedzieć — pogrążonym w przesądach innej epoki, żeby się jeszcze nie umiał poznać na duchu ludności rolniczych. Gdzież znajdziemy w istocie, więcej patryotyzmu niż po wsiach, więcej poświęcenia dla sprawy publicznej, więcej inteligencyi, jednem słowem. A nie mówię