Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdaczące w płaskich klatkach wyciągały szyje przez drewniane szczeble. Tłum cisnący się w jedno miejsce, zagrażał czasem rozbiciem wystawy aptecznej. We środy apteka pełną była zawsze; tłoczono się tam nie tyle dla kupowania lekarstw co dla szukania porady, tak głośną była sława imćpana Homais po wioskach okolicznych. Pewność jego niezachwiana podbijała wieśniaków. Uważali go za większego doktora od wszystkich doktorów na świecie.
Emma wyglądała oknem — na prowincyi okno zastępuje teatra i przechadzki, — i bawiła się przypatrywaniem tłumowi prostaczków, gdy wtem spostrzegła pana ubranego w zielony aksamitny surducik. Na rękach miał żółte glansowane rękawiczki, chociaż na nogach grube kamasze. Szedł ku mieszkaniu doktora, a za nim postępował wieśniak z głową smutnie spuszczoną.
— Czy można widzieć się z panem? zapytał Justyna, który na progu rozmawiał z Felicyą.
A biorąc go za domownika, dodał:
— Proszę mu powiedzieć, że tu jest pan Rudolf Boulanger, z la Huchette.
Nie przez szlachecką próżność nowo przybyły dodał do swego nazwiska nazwę terytoryalną,