Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Odwróciła się ze spuszczoną na dół głową. Światło padało na marmurowe jej czoło aż do łuku brwi, nie pozwalając odgadnąć co upatrywała na horyzoncie, ani co w głębi serca myślała.
— Żegnam więc panią! westchnął.
Ona szybkim ruchem głowę podniosła.
— Tak, bądź pan zdrów i jedź!
Postąpili ku sobie, on wyciągnął rękę, ona się zawahała.
— Po angielsku więc! rzekła podając swoją rękę i zmuszając się do uśmiechu.
Leon ujął podaną sobie rękę i wydała mu się jakoby cała istność jego przelewała się w tę dłoń miękką i delikatną.
Wreszcie ją puścił, oczy ich spotkały się raz jeszcze... i zniknął.
Stanąwszy na rynku, zatrzymał się i za słupka spojrzał raz jeszcze na ten dom biały z czterema zielonemi zazdrostkami. Zdało mu się spostrzegać cień za oknem, w pokoju; lecz firanka odczepiwszy się powoli z patery, poruszyła zwolna swoje długie fałdy, które gdy się nagle rozsunęły, utworzyła niby ścianę nieprzejrzystą. Leon biedz zaczął.