Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/991

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Józefinę na ręce, aby ją przez śnieg przenieść do powozu, stojącego pod klasztornym murem.
A tak dziecię z domu podrzutków, które niegdyś bosą nogą po lodzie i śniegu chodzić musiało, niósł na ręku książę de Monte-Vero.
Karolina odprowadziła odjeżdżających aż do klasztornego portyku; tam pożegnała ich po raz ostatni.
Józefina jeszcze raz kiwnęła jéj główką, gdy posługujący braciszek otworzył zakratowane drzwi.
Eberhard przeniósł ją do powozu i usadowił.
Służący zamknął drzwiczki powozu i umieścił się na koźle.
Cztery wyborne, kosztowne konie ruszyły, i ekwipaż wśród zimowego dnia popędził ku odległéj stolicy, z któréj Eberhard zamierzał zawieźć dziewczynkę do Paryża.
Nad wieczorem powóz przybył na ulicę rezydencyi i wkrótce stanął przed pałacem księcia przy ulicy Stajennéj.
Józefina zastała tu służącą i przygotowany dla siebie pokój, w którym przebywać miała aż do wyjazdu.
Eberhard zamierzał przed wyjazdem w dalszą podróż jeszcze raz odwiedzić swojego przyrodniego brata, owego tyle doń z powierzchowności i usposobienia podobnego Ulricha, z którym zawarł ścisłe związki przyjaźni, niewiedząc, jak mocne związki natury z nim go łączyły.
Nie zasiał go w domu.
Ulrich dawniéj tak silny i na pozór tak zdrowy człowiek, był chory i wyjechał na południe, dla przepędzenia tam zimy.
Doktor Wilhelmi, którego Eberhard odwiedził, oświadczył mu, że Ulrich wkrótce ulegnie pod ciężarem piersiowéj choroby, bo ta w ostatnich latach zatrważająco się w nim rozwinęła.
Wiadomość ta niezmiernie zasmuciła księcia, który nie przypuszczał niepodobnego, owszem miał nadzieję, że mu Ulrich towarzyszyć będzie do Monte-Vero.
Nadszedł dzień wyjazdu.