Doznawał teraz najpiękniejszéj nadziei i radości, z odzyskania swojego dziecka.
Spoglądał na Małgorzatę z błogą radością, a Marcin przystąpił do niego, jakby nie mógł inaczéj — był więcéj niż pospolitym sługą. Niejedno niebezpieczeństwo, niejedną boleść uczciwie z księciem podzielał.
— Święci wszystko dobrze zakończyć zechcą, panie Eberhardzie! powiedział niezupełnie pewnym głosem. Szanowna córka... to jest księżniczka, chciałem powiedzieć...
— Marcinie, upomniał książę, ze wzruszeniem poznając głębokie współczucie starego sternika: dla ciebie pozostaję panem Eberhardem, a moja córka jeżeli nam ją Bóg utrzyma, panną Małgorzatą!
— Szanowna córka jest bardzo chora i osłabiona — udam się do Burgosu i postaram o powóz, ale lepszy i pewniejszy niż ten, którym tu przybyliśmy! Tu nie możemy dłużéj pozostać! Im prędzéj przebędziemy granicę i wrócimy do Paryża, tém lepiéj będzie! Lekarze przecięż trochę więcéj znają od nas, i wiedzą co w takim razie robić potrzeba! Prawdziwe to błogosławieństwo, że znaleźliśmy nakoniec szanowną córkę!
— Dosyć długo szukałeś jéj zemną Marcinie, zacna duszo!
— Niech pioruny trzasną, panie Eberhardzie — myślę, że nam obu znowu oczy wilgotnieją! Od lat dziesięciu nie trafiało mi się to tak często, jak w dziesięciu ostatnich minutach! Gdyby to odemnie było zależało, od dawna już bylibyśmy szanowną córkę znaleźli i powrócili do naszego pięknego Monte-Vero!
— Cierpliwości, mój dobry, stary Marcinie! Zbliża się czas, a przyznam ci się, że teraz gdy córkę znalazłem, życzenie twoje podzielam!
— Pośpieszę do Burgosu, panie Eberhardzie, i sprowadzę wygodny powóz! Już jasny dzień i rogatki zapewne otwarte!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/970
Wygląd
Ta strona została przepisana.