Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/962

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chodzimy! wtrąciła ochmistrzyni, korzystając z krôtkiéj przerwy w słowach Karoliny.
— Tak się spodziewam moja kochana! Ale prócz tego sprowadza nas inny powód — przybywamy, dowiedzieć się o jedném z waszych biednych dzieci!
— Wszystkie są zdrowe, wychowują się w pokorze i pokucie, w śpiewie i modlitwie!
— Słyszę to sama, moja kochana! W pokorze i pokucie — bardzo to dobrze, jeżeli z tém wszystkiém połączona jest praca i czystość serca! Wyznać ci muszę, mówiła daléj Karolina, że bez twojéj wiedzy jestem żarliwą orędowniczką twojego domu, od czasu jak oto ten dostojny wojskowy, książę Waldemar i ja przypadkowo poznaliśmy i polubili jedno z waszych dzieci — ale wejdźmy do wnętrza domu!
Ochmistrzyni była zachwycona, a jéj mina i wszelkie ruchy stawały się coraz bardziéj pełne namaszczenia, bo widziała, że ją chwalą.
— Dzieci w waszym domu, w wolnych godzinach, jeżeli mają po temu skłonność, zajmują się rysunkami i t. p. rzeczami? powiedziała księżniczka idąc z księciem i ochmistrzynią przez dziedziniec.
— O niech wszyscy święci strzegą dzieci od tak grzesznych skłonności! odpowiedziała ochmistrzyni.
— Jakto! spytała Karolina — czy podobne rzeczy miałyby być zabronione?
— To nigdy się nie robi. Tu uczą pokory i pokuty!
Księżniczka spojrzała nieco zdziwiona i nieprzyjemnie dotknięta na swojego towarzysza, który właśnie przy okrytéj lodem studni postrzegł małą dziewczynkę, stojącą w śniegu bosemi nogami i zacierającą małe jak raki czerwone rączęta.
Była to Józefina, która nie postrzegła jéj dotyczących odwiedzin opatki i księcia.
Nogi i ręce niezmiernie ją bolały, a oczy mimowolnie napełniały się łzami.