Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
stajne drogi, idące tuż około saméj łąki. Jeżeli pan nie sam przyjdziesz, co widzieć będę z bezpiecznéj kryjówki, to wycieczka pańska będzie nadaremna, i nigdy więcéj nie usłyszysz pan o mnie, bo jeszcze tego wieczoru opuszczam tutejsze okolice.
Fursch, były kancelista?“

Eberhard pełen oczekiwania i radości, trzymał w ręku i powtórnie odczytywał list człowieka, którego szukał i który sam tylko mógł mu dostarczyć wiadomości o jego dziecku. Po krótkim namyśle postanowił w każdym razie zadosyć uczynić zaproszeniu złoczyńcy. Zastanawiał się czy ma uwiadomić władze o tym liście? Ale wyraźnie powiedziano w nim, że straci wszelką wiadomość o córce, bo przezorny Fursch liczył na usiłowanie schwytania go, dla tego więc, niezawodnie ze swojéj strony przedsięwziął środki ostrożności.
Jeszcze nigdy tak powoli nie upływał czas hrabiemu de Monte Vero. Próbował pisać i rachować w swojéj pracowni, ale niepokoiła go niecierpliwość... i czyliż mogło być inaczéj! ojciec miał nakoniec otrzymać wiadomość o swojém z boleścią poszukiwaném dziecku!
Gdy wieczór nadszedł, Eberhard na wszelki przypadek uzbroił się, zarzucił na siebie lekki płaszcz, i nie biorąc z sobą Marcina, ani powiadając nikomu dokąd się udaje, wyszedł ze swojego pałacu.
Wkrótce śpiesznie dążył pomiędzy ludem ulicznym, a że słońce miało się już ku zachodowi, pośpieszał za rogatki, pragnąc czémprędzéj dostać się na pole, a potém na nieco oddalone rozstajne drogi.
Cień już był duży, gdy przeszedł około ostatnich domów i pomiędzy topolami dostał się na piaszczystą drogę polną, która w końcu dobiegała do owych rozstajnych dróg, przechodzących około Sarniéj łąki.
Na horyzoncie otoczonym w koło ciemnemi zarysami lasu, bujało zachodzące słońce, jak paląca się ognista kula. Różowe obłoki w dziwnych kształtach snuły się na wieczorném niebie, a cichy wietrzk powiewał gałęźmi drzew,