Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/903

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nakoniec Marcin przyszedł do siebie — ale upływ krwi tak go wyczerpał, że mimo całéj jego siły ciała, nie można było myśleć o dalszéj podróży.
Konie leżały jedne z porozbijanemi łbami, drugie z połamanemi nogami, niezdatne do powozu, którego kół i kozła wcale nie można było rozpoznać.
Sandok zlitował się nad jednym koniem, który okropnie cierpiał — i gdy Eberhard oddalił się, pchnął go nożem w piersi, aby zakończyć jego boleści.
Przednie konie porwały uprząż i gdy powóz uderzył o drzewo — uciekły bez śladu.
Można sobie wyobrazić, że położenie podróżnych wcale nie było pocieszające.
Odcięci od wszelkich stosunków z ludźmi, leżeli w dzikiéj okolicy Sierra Vitoria, o cztery albo pięć mil od Burgosu, nie znając drogi, ani mogąc jéj wyśledzić.
Chociaż w młodszych latach Eberhard często w pustyni bez drogi i ścieżki znajdował sposoby posuwania się daléj, chociaż ciągle przytém groziły mu dzikie zwierzęta i nigdy nie był pewien życia, jednak i wtedy nawet nie dręczyła go taka troska jak dzisiaj.
Musiał wybawić i ratować swe dziecię.
Myśl ta okropnie dręczyła księcia. Każdy opóźniony dzień zagrażał nieszczęśliwéj nowém niebezpieczeństwem, i teraz, gdy Marcin objawił to zdanie, książę nabrał przekonania, że wypadek niniejszy naumyślnie był przygotowany.
Szlachetnej duszy Eberhard, który długo nie przypuszczał możności tak zgroźnego czynu, zadrżał na myśl o niegodziwości owego barona, dla którego nie było nic świętego, który nie lękał się żadnego środka, byle tylko dopiąć swojego celu.
Cierpliwość wspaniałomyślnego księcia wyczerpała się — groził nędznikowi karą, na którą ten już nieraz zasłużył.
Potém zaś zostawiwszy Sandoka przy Marcinie, który już począł odzyskiwać siły, udał się jeszcze raz na