Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/734

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przy wejściu do Château-Rouge panował tego wieczoru nadzwyczajny ścisk, bo zimny, cienki deszcz niepowstrzymał ciekawych gryzetek i szwaczek od przypatrywania się gościom przybywającym na bal maskowy.
Lecz widać, że nie wiele ubiegano się o kostiumy, bo panowie i damy po większéj części wysiadający z fiakrów, byli w balowych toaletach, i mieli tylko na sobie czarne maski, tajemniczo zakrywające lub zmieniające ich rysy.
W téj chwili zajechał powóz, z którego wysiedli mnich w ciemnym habicie i w czarnéj masce, tudzież mały, prawie jak kulka okrągły szarlatan, którego pojawianie się mocny śmiech wywołało między obcymi.
— Patrzcie-no na ten obraz człowieka, patrzcie na tę figurę! wołano zewsząd, co skłoniło małego, niezmiernie żarty lubiącego pana, do pogłaskania po twarzy jednéj ze śmiejących się dziewcząt — poczém, widząc, że zaczyna przemakać, pośpieszył z mnichem do oświetlonego jak dzień przysionka, który obok kassy prowadził do sali balowéj.
— Ty płacisz koszta podróży, kochany bracie Józefie, poszepnął szarlatan mnichowi jak najweseléj: zapłać!
Ten, wyższy i wysmuklejszy, mimo habitu ukrywającego jego postać, a tak naturalnie skrojonego, że można było wziąć go za prawdziwego mnicha, ze skrytéj kieszeni, pełnéj brzęczącéj monety, wydobył pieniądze i kupił wówczas jeszcze dosyć kosztowne bilety wejścia.
— Powinieneś był raczéj wybrać inną maskę, bracie Józefie, powiedział cicho szarlatan: ta mi się zdaje za śmiała!
— Właśnie ją dla tego wybrałem, bracie Claret! Przekonałem się nieraz, że śmiało postępując, najmniéj obawiać się trzeba! odpowiedział mnich, z pod którego czarnéj maski wystawały strzępy rudawéj brody. A zresztą czegóż mielibyśmy się obawiać?
— Gdyby tu się pojawił Olozaga ze swoimi przyjaciółmi — on zna ciebie, o ile wiem, bardzo dobrze z owe-