Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/651

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stępstwa coraz nieznośniéj nawet najniższéj klassie ludu czuć się dawały.
Ten kulawy wspólnik Leony, ten baron, który przejechał dziecię grabarza od śgo Pawła i za to o mało go nie ukamienował rozdrażniony lud, nienawidził go od owego czasu bardziéj i usiłował bardzo przekonywająco wmówić, że wzrastającemu niezadowoleniu zapobiedz tylko można przez srogość, przez nowe podatki i przez obawę wojska! A miał w ręku moc wprowadzenia w wykonanie swoich szatańskich dążeń i nienawiści, bo postępowanie i czyny swoje w oczach króla coraz bardziéj obcego ludowi i rządom z powodu arcy pobożnéj królowéj, umiał otaczać nimbem, na którego fałszywym blasku król się nie poznał.


ROZDZIAŁ XVIII.
Kradzież w zamku.

Było to podczas burzliwéj wiosennéj nocy. Śnieg i deszcz padał obficie na brudne ulice stolicy, bardzo słabo latarniami oświetlone. Gwałtowny wiatr ciskał krople na domy, na szyby okien, i niemile tłukł znajdującemi się na dole okienicami.
Kiedy niekiedy tylko, mocno płaszczem otulony, późny przechodzień wracał przesuwając się po pod drzewami, klnąc, że wśród takiéj pory musi się znajdować na Ulicy, a tylko w więcéj ożywionych częściach miasta rozlegały się śmiałe nawoływania studentów wracających z knajp, tudzież nieprzyjemne pogróżki zaniepokojonych w kątach domów strażników.
Po północy z piwnicy albinosa wyszło na ulicę dwóch gości.