Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/646

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdy mnie całego przejmowała miłość dla Józefiny, w tak zwanych szlachetnych namiętnościach tak wielkie poczynili postępy, że w ich towarzystwie nie czułem się właściwym.
„Gdy zaś zbytnie użycie szampana porozgrzewało głowy i właśnie zamierzałem wyjść niepostrzeżony, przyszło na myśl hrabiemu von Ingelstein chwalić się swojemi podbojami.
— „Von der Burg, zawołał do mnie, słuchaj-no von der Burg! Cóż ty mówisz o małéj Józefinie? To wcale zajmująca historya, co?
„Widziałem, że inni oficerowie ukradkiem uśmiechali się i dawali sobie różne znaki.
— „O małéj Józefinie? spytałem, zawsze jeszcze bez gniewu; o któréj hrabio von Ingelstein?
— No, o twojéj narzeczonéj, von der Burg! Cóż to! czy nie wyprawisz wesela? Moglibyśmy do połowy ponieść koszta i wesele wyprawić razem z chrzcinami!
„Już temu lat piętnaście — ale na wspomnienie tych słów ręka moja drży dzisiaj jeszcze.
„Zbladłem — serce mi bić przestało — wreszcie skoczyłem, nie wiedząc co począć, niezdolny rozważnie pomyśleć.
— „Co mnie to obchodzi? spytałem bez tonu, ponuro i osłupiałym wzrokiem wpatrzyłem się w śmiejącego się pustaka.
— „Więc chyba nie wiesz, że zachwycająca Józefina jest chora? szyderczo zawołał.
— „Wiem o tém — lecz cóż daléj?
— „Wszakże masz zamiar ożenić się z nią, panie von der Burg?
— „Tak jest — ale dosyć już tych pytań, teraz na pana koléj odpowiadać!
— „Pan to mówisz szczególniejszym sposobem!
— „Może mówić będę jeszcze szczególniéj, jeżeli pan nie poprzesz niczém słów swoich.
— „O to panu chodzi? Chętnie panie von der Burg,