Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/588

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Teraz książę rękojeścią pałasza bardzo mocno zapukał w mur.
— Czy jest tam kto? Czy się tu gdzie ukrywa jaka ludzka istota? zawołał.
Duszna zamknięta przestrzeń zobojętniła odbicie się jego głosu, a przytém w tejże chwili zawył gwałtownie nocny wiatr w około wieży.
Nikt nie odpowiedział.
— Są rzeczy, książę panie, których zawisłości oko ludzkie nie pojmuje, z pobożną miną powiedział von Schlewe; my tylko możemy błagać Pana zastępów o łaskę, czystém sercem czuć się wolnymi od wszelkiéj winy i tylko modlić się!
Zamyślony Waldemar milczał przez chwil kilka.
— A więcéj takich przestrzeni, czy ta wieża nie zawiera w sobie? spytał krótko.
— Wyżéj już nie prowadzą żadne schody — a piwnica wcale tu nie istnieje, królewska wysokości.
— Niestety! teraz już i wołania umilkły, tak, że nie ma żadnego śladu ani punktu oparcia — głosy zapewne pochodzą z innego miejsca! Czy jest tu jeszcze w téj odległéj części parku jaka przestrzeń, mało używana i zwiedzana?
— Nie, mości książę!
— Zatém, nic nie zrobiwszy musimy wracać do domu! rzekł Waldemar, poprowadziwszy jeszcze raz wzrokiem po wysokiéj i ciemnéj przestrzeni wieży, i wreszcie zszedł ze Schlewem ze schodów.
— Teraz już jestem spokojny, bo wasza królewska wysokość znasz ciężką tajemnicę, i przekonałeś się, że jéj zmysłami zbadać nie możemy, z uspokojeniem odpowiedział Schlewe.
Książę milczał — z poważną miną wyszedł z wieży do parku.
— Czy widziałeś co albo słyszałeś Floryanie? zapytał.
— Nie, królewska wysokości!