Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nego, szanownego starca, który zdawał się na niego spoglądać, z nim rozmawiać biała, długa broda, szeroka, ciemna szata, błogosławiąco-pobożny wzrok, nadawały mu postać apostoła — a w jednotonnym tle obrazu wyglądał jak człowiek boży na pustyni.
Oblicze Eberharda rozjaśniło się, gdy spojrzał na starca — wyciągał ku niemu ramiona, jabby go całém sercem do życia przywołać i do siebie przytulić pragnął.
— Uśmiechasz się do mnie twoim łagodnym; kochanym wzrokiem, mój ojcze Janie! Ty mnie zawsze uspakajałeś, ty mnie podnosiłeś, ilekroć tym wzrokiem twoim w serce mi zajrzałeś. Tyś był wzorem moim, moim świetnym przewodnikiem w życiu — w dzieciństwie u ust twoich wisiałem, każde słowo twoje ssałem. Jako młodzieniec szedłem za twojemi radami. Jako mężczyzna dążyłem do wyrównania tobie miłością dla ludzi, czystością serca, szlachetnością. Godzina śmierci twojéj była dla mnie najboleśniejszą w życiu — tak ojcze mój, była to najcięższa godzina, cięższa niż owa, gdy ujrzałem się zawiedzionym w najświętszych moich uczuciach przez owo serce, które pospołu z tobą miłość moją dzielić miało... Ty, najszlachetniejszy z ludzi, mój ojcze, mój nauczycielu, przyjacielu — tyś mnie do siebie przywołał, tyś mnie przyciągnął do siebie i położyłeś na mojéj głowie słabe drżące ręce! Dręczyło cię jeszcze jedno wyznanie, które miałeś mi uczynić. Prawie bez głosu szepnąłeś mi:
— Ja nie jestem twoim ojcem!...
— Co! zawołałem wstrząśniony — czyż mię chcesz pozbawić najwyższéj dumy mojego serca? Ty jeden mnie kochałeś i nawzajem kochać nauczyłeś — o ojcze Janie i chociaż rzeczywiście nie ty mnie wychowałeś — przecież jesteś i pozostaniesz zawsze moim ojcem!
Twoje usta poruszyły się — ale już mówić nie mogły. Opadłeś na posłanie, a tajemnica życia mojego zamarła razem z tobą — ale na błogosławioném licu osiadł jasny uśmiech, jakbyś po śmierci jeszcze chciał mi powiedzieć: „Kochałem cię jak ojciec najdroższego syna!“