Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pozwól nam pan go tylko, a po dwudziestu długo-ogoniastych kotach, inaczéj śpiewać będzie!
— Cicho, sterniku Marcinie! krótko rozkazał Eberhard, we wszystkiém należy być sprawiedliwym! Nie chcę wymuszonych tajemnic, ale przekonać się naocznie, pomost już zarzucony — dobrze — dziesięciu ludzi naprzód — oni mi towarzyszyć będą!
— A Sandok? z cicha spytał murzyn.
— Sandok idzie zemną, ma dobre oczy i dobry nos!
Pan „Germanii“ po głośném i energiczném wydaniu rozkazów, zbliżył się dobocznéj części okrętu, za pomocą hakowego mostu, który utkwił w galeryi kutteru, z nim złączonego. Dziesięciu majtków stanęło po pięciu po obu bokach swojego pana, a Sandok dumny szedł za nim.
Marcin, który musiał pozostać przy sterze, towarzyszył księciu wzrokiem, w którym malowała się obawa o jego życie — ale późniéj wzrok ten zajaśniał podziwem, bo Eberhard szedł krokiem pewnym i śmiałym, a na obliczu jego nie można było dostrzedz żadnéj obawy. Rozkazał nieść przed sobą dwie pochodnie i w kilka sekund rozkaz jego spełniono.
Kapitan okrętu niewolniczego, barczysty, muskularny człowiek, w wielkim słomianym kapeluszu na kark opadłym, tak, że mu nadętą, brodatą twarz zupełnie było widać, nie bardzo zapraszająco patrzał na przewagę i przemoc zbliżającą się na jego pomost; kilku majtków których miał na szonerze, klęcząc w głębi, jeszcze było zatrudnionych, lecz nie można było poznać co robią. W ogóle okręt ten ze swoją brudną barwą herbacianą, sprawiał nieprzyjemne wrażenie, wszędzie przeciwnie aniżeli na „Germanii,“ panował nieład i nieczystość. Przytém strzaskany maszt uszkodził jeszcze inne części, a jak się zdawało, wielka łódź, któréj brakowało, razem z nim w falach zatonąć musiała. Pień masztu i końce lin robiły z szoneru prawie szkielet, bo nie miano już czasu na urządzenie nowego masztu.