Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/481

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ra czekała „Germanię“, te przydatki dni spokojnych nie były stosowne.
Gdy Eberhard wszedł na swój nieozdobny, pyszny okręt, na którym części mosiężne i galerye błyszczały jak złoto na czarném tle, osada stała w surowéj, wojennéj postawie. Robiło to takie wrażenie, jakby wódz wszedł pomiędzy żołnierzy swoich, a chociaż majtkowie byli zabobonni i lękali się nad przyrodzonych zjawisk, byli to jednak ludzie zdolni z całém poświęceniem uderzyć na nieprzyjaciół swojego pana silnie i odważnie. Były to wszystko młode, muskularne postaci, z szerokiemi, mocno otwartemi niebieskiemi kołnierzami od koszul, tak, że wiatr powiewał im na piersi, mieli ciemno-błękitne kurtki i spodnie, a czarne kapelusze, które teraz pozdejmowali. Na wstążkach kapeluszy wypisana była nazwa parowca i przy niéj Monte Vero, złotemi literami.
Eberhard skinął im ręką na przywitanie gdy wszedł, ściągnięto żelazny mostek, ale maszynistom jeszcze nie dano rozkazu puszczenia pary.
— Słuchajcie! zawołał Eberhard do swoich ludzi, przywiązanych do niego największą miłością: chodzi tu o polowanie, w którém muszę być zwycięzcą, jeżeli na każdym z was, tak jak na sobie polegać mogę! Musimy dopędzić okręt niewolniczy, który popłynął do Nowego Yorku i który ma dwanaście godzin pierwszeństwa. Pierwszy, który nam zapowie z koszyka na maszcie, że widzi niewolniczy szoner, otrzyma sto milrejsów, a jeżeli dopędzimy okręt i dobrocią lub przemocą dostaniemy zbrodniarzy w nasze ręce, cała osada otrzyma po sto uncyj złota — a teraz, naprzód bracia!
Głośny okrzyk radości odpowiedział na te wyzywające słowa Eberharda. A gdyby nawet nie przyrzekł tak bogatego wynagrodzenia, jego podwładni niemniéj byliby gorliwi, bo dumni byli, że księcia de Monte Vero widzą pomiędzy sobą.
Słowo „naprzód“ doszło do maszynistów, potężne