Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/455

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stojący na środku izby pod lampą u sufitu zawieszoną. Chociaż nie liczył wiele więcéj nad lat trzydzieści, jednak miał włosy zupełnie białe, a oczy czerwone jak u królika. Cała jego niezarosła twarz — bo kilku białych włosków nad ustami i na brodzie bez kłamstwa nie można było zaszczycić nazwą brody — sprawiała odstręczające wrażenie, a jednak miała rysy albo minę naprowadzającą na myśl, że ten Albinos musiał być człowiekiem pożądliwym, — policzki miał blade i zapadłe, czerwone oczy głęboko wklęsłe, usta także blade i wywrócone. Wygląda ona, dodał, na przystojną i lubieżną kobietę.
— Nie tak jak myślicie — z waszemi dochodami nic u niéj nie wskóralibyście, wy zakochany biały łbie!
— Ona jest obrazem kobiety, Dolmannie — a wskórać można u nich wszystkich!
— No, jeżeliście tacy szczęśliwi, to lepiéj poszukajcie sobie innéj!
— Hm, rzecz się ma inaczéj — tylko trzeba ją zrozumieć, tu nie chodzi o twarz!
— I ja tak myślę, bo one zapewne lubią w was coś innego niż waszą figurę — dajcie-no mi nową szklankę!
W téj chwili dała się słyszeć w szynkownéj izbie dzika wrzawa pochodząca z izby przylegléj téj, w ktôréj siedział Dolmann; za tém i drzwiami, przymkniętemi jakby tam było mieszkanie gospodarza, za tą gościnną izbą, byli inni goście, — czy ta nagła wrzawa, była wybuchem radości czy wściekłości? Niektórzy ludzie w pierwszéj chwili nie dają tego poznać.
Otworzyły się dotąd zamknięte drzwi i ukazał się w nich młody, opięty, prawie elegancko ubrany człowiek z gładko nastrzępionym, wysmarowanym wąsem, z pieczątkowym pierścieniem na palcu i grubym łańcuszkiem od zegarka, który błyszczał jakby złoty; zawołał on na Albinosa: Dawaj tu piwa! i poznano teraz po głosach, że te okrzyki zadowolenia wyszły z tylnéj izby mającéj osobne wyjście na podwórze, a z tego znowu do wyboru