Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

licy, nieco z twarzy zsunął, tak, że można było widzieć jego ciemne, krzaczystemi brwiami ocienione oczy i gęstą czarną brodę, zapełniającą prawie całą twarz.
— Oho! teraz się on nazywa placem cmentarnym — tam na rogu napisano to biało na niebieskiém! utrzymywał drugi, którego nietylko ochrypły głos, ale i nabrzmiała twarz świadczyły o namiętném używaniu wódki. Noc będzie przeklęcie zimna, Dolmannie, nadchodzą złe dla nas czasy!
— Ach! co tam zimno, umiesz przecię sobie radzić, doktorze; tam pod Białym Niedźwiedziem można się dzielnie rozgrzać, a potém to już jakoś ujdzie!
— Tak, jeżeli za lekarstwo zapłacić można. Ale majster Leopold skąpy jak prowizor, a jego niedołęga Rulf jeszcze bardziéj, i kredytować nie obcą, słowem wszystko idzie coraz gorzéj!
— Musi się znowu stać coś nadzwyczajnego, abyście mogli wyjść na jakiś czas na czysto, jak Fursch przed trzema miesiącami — to mi dopiero był wziątek!
— Znowu mu depcą po piętach!
— On śmiały i nic się nie obawia, od tygodnia siedzi co wieczór spokojnie pod Białym Niedźwiedziem. Pierwszych co się do niego zbliżą za nadto, wydaje — a nie poznać tego po tym łotrze, mniemał Dolmann, ma on w tém jakąś tajemnicę, jakąś sztukę — mnie się zdaje, że ten łysy psuje mi rzemiosło i trzyma z dusicielami!
— Więcéj wrzeszczysz niż warto! Wiem tylko, że dusiłeś psy!
— Już mi to rzemiosło sprzykrzyło się, stryczek rzuciłem katowi pod nogi!
— Twojemu bratu? on ci przecięż dosyć daje!
— Nie nadaremnie — ale cicho! Z tobą trzeba być ostrożnym; gdy się napijesz, to zradziłbyś własnego ojca! Ty jeszcze tanim kosztem wówczas z tego wyszedłeś: pięć lat aresztu, a on umarł z pokrzywdzenia! Połowa jak zawsze była twoja! Kiedy ja co złapię, kiedy co chwycę, to już pewno nie wypuszczę!