Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bo wyznać ci winienem senhor Waldemarze — że ona cię i dzisiaj kocha jak dawniéj!
— Przyjmiéj moje dzięki za te słowa, mości książę! porywczo, ale ostrożnie przytłumionym głosem odpowiedział bardzo uszczęśliwiony tą wiadomością Waldemar: spełnia się moja nadzieja!
Eberhard znikł w wysokich podwojach zamku, a Waldemar rzucił okiem po cudnéj jego okolicy. Miał widzieć Małgorzatę i swoje dziecię, które niegdyś serce jego kochać mu kazało, gdy jeszcze należało do sierot dalekiéj stolicy... Pierś jego gwałtownie się wzdymała — pulsa mocno biły — oczekiwał błogiego, pełnego rozkoszy widzenia się, którém się radował od lat wielu, do którego walcząc przygotowywał się. Dawno już, pocieszając się z dnia na dzień, doświadczał swojéj cierpliwości i przezwyciężał się wiedząc o blizkości ukochanéj — nie chciał prędzéj wystąpić przed Eberhardem, tym mężem którego podziwiał i czcił aż mógł mu słusznie powiedzieć:
— Spojrzyj! Oto dowody mojéj siły, mojéj woli!
Nadszedł teraz ten dzień piękny, dawno upragniony! Posłyszał stąpanie po taflach posadzki przy drzwiach... na progu ukazał się Eberhard, prowadzący za ręce Małgorzatę i Józefinę.
Obie spojrzały pytająco najprzód na nieznajomego, który zdjął był kapelusz, potém na Eberharda, który się lekko uśmiechał.
— Nasz sąsiad, wielce szanowny i bardzo mi drogi senhor Waldemar! rzekł nakoniec.
Książę z mocno bijącém sercem śledził każde poruszenie na twarzach zdziwionych kobiet.
— Senhor Waldemar... nagle powtórzyła Małgorzata, i jak przebudzona krokiem naprzód postępując: — mój Boże — czy marzyłam... senhor Waldemar...
Jéj głos drżał — spojrzała pytająco i oczekująco na nieznajomego — widziała jego wzruszenie — on podał jéj rękę.