Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zdało się jéj, że musi znowu błąkać się jak włóczęga, aby matkę swoją wynalazła.
Serce jéj biło gwałtownie — widziała siebie na rozległéj, wyschłéj równinie — bez celu szła ku zwiędłemu kwietnikowi — żadne drzewo, żaden krzak, nie zapewniały jéj cienia, nigdzie jéj szukające spojrzenia nie dostrzegały miejsca spoczynku — pośpieszała daléj, musiała szukać matki — serce jéj gnało ją całą siłą. Marzyła tak żywo, iż czuła cierń raniący jéj nogi — lecz bez namysłu gnała ku ciemno w oddaleniu wystającemu przedmiotowi, który zdawał się przed nią uciekać.
Wewnętrzny głos mówił jéj, iż musi dopędzić ten cień uciekający — przyjęła ją śmiertelna trwoga, aby ten cień nie rozprysnął się i nie uniknął jéj spojrzeń — chciała wołać — ale głos odmówił jéj posługi — na czoło jéj wystąpiły krople potu — nogi zachwiały się — czuła, że nie może już tak jak dawniéj biedź milami — z tęsknotą wyciągnęła ramiona, aby zatrzymać swą matkę, aby ją do siebie przyciągnąć — pulsa jéj bić przestawały — dech przerywał się.
— Litości, wyrwało się z jéj ust, matko — moja matko — nie mogę iść daléj — a jednak muszę cię dopędzić, muszę cię zatrzymać i na twojém łonie spocząć, chociażby tylko na jedną rozkoszną chwilę!
Wtém cień zaciemnił się — zdawało się, że uciekająca usłyszała te słowa błagającéj, że je usłyszeć musiała.
Małgorzata posunęła się daléj — spojrzała — krzyknęła przeraźliwie — ujrzała przed sobą hrabinę Leonę, ową okrutną, która w zamku księcia i w leśnym domu groźnie przeciw niéj wystąpiła.
— Jestem twoja matka! przemówiło zjawisko.
— Ty — ty — moja matka? odpychająco wyciągnąwszy ręce wyjąkała udręczona.
Serce jéj ucichło — padła — te słowa przezwyciężyły ją.