Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lokaj nie mogąc pojąć tak nagłego rozkazu swojéj pani, wybiegł.
Leona chodziła niespokojna po pokoju... Czy w godzinie rozpaczy i rozczarowania przebudziło się w niéj przekonanie o winie? Czy też może był to gniew, z powodu, że ją nagle wszyscy opuścili, że wszystko przepadło?
— Zgubiona — mruczały jéj usta. Całkiem zgubiona! Gra się skończyła — jam w jego mocy! Ale nie — nigdy, Eberhardzie! Tylko mój trup do ciebie należy!
On mnie każę ścigać — on przyszłe tu do pałacu swoich siepaczy — on mnie ukarze, nie zmieniając żaddnego rysu twarzy, jak nieznajomy! Tego tryumfu Leona ci nie dopuści, takiego końca nie przeżyje!
Albo może mną do tego stopnia pogardza, że mnie uważa za niegodną swojéj nienawiści? Dumny — a tak się spodziewam! W takim razie mimo wszelkich powodzeń, to jedno mi się nie udało! Powinieneś był mnie nienawidzieć, Eberhardzie, to był mój cel, ciebie i świat opanować! Oni przedemną klęczeli, wszyscy w prochu się tarzali... tylko ty ani razu nie dałeś o sobie znaku, nigdy nie tchnąłeś nawet nienawiścią! Nic — nic! Że nie oszalałam z powodu niezaspokojonych usiłowań, które nic nie szczędziły, które się nic nie lękały, a na które nie zważałeś, jakby mnie już święta ziemia nie nosiła!
Zuchwały... Chciałeś być podobny Bogu — to mnie do piekła zagnało! I ty masz zwyciężyć... tego nie może przenieść na sobie moja pałająca dusza — raczéj zginąć — umrzeć — przysypana ziemią nie widzieć, co się stanie! Może zmarła przyniesie ci znak uczucia — nie miłości! Tylko chodzi mi głównie o jeden znak, o jedno słowo... chociażby o przekleństwo...
Leona zachwiała się — namiętnie oburącz twarz zakryła — była gorączkowo rozdrażniona — czuła się zwyciężoną, złamaną, bezwładną — co dla jéj olbrzymiéj, obłąkanéj duszy to samo znaczyło co śmierć!
Córka straszliwego Korsykanina, co gnany nieopi-