Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czarna skóra oddzielała ich jeszcze od wygodnie wewnątrz siedzącego barona, a wysoko podciągnięta ściana od kozła nie dozwalała stangretowi spostrzedz ich, musiałby chyba przechylić się na jedną stronę.
Sandok uważał, że teraz czas ropocząć dzieło.
Wyprostował się i zamierzał zajrzeć do wnętrza powozu, a wtém dwie ręce nagle pochwyciły go za szyję i ścisnęły.
Był to napad tak nagły i okropny, że nawet prędko decydujący się Sandok tylko co ze stopnia nie zsunął się na drogę — i to byłoby jego szczęście. Ale chcąc rękami uwolnić się od niemiłéj tortury, która go tak niespodzianie pochwyciła, gdy barona chciał wydać aniołowi dusicielowi na ofiarę, sam nagle ujrzał się ofiarą jakiegoś dusiciela. Jedno spojrzenie przekonało go, że ma do czynienia nietylko z jednym baronem, ale i z Furschem, który siedząc po téj stronie powozu, może go już oczekiwał, gdy z drugiéj strony Rudy Dzik usiłował to samo zrobić z Morem.
Von Schlewe, niby nie dbając o siebie, siedział między dwoma zbrodniarzami, którzy niezawodnie już przy zamku wsiedli do jego powozu, czego dwaj czarni nie mieli czasu dostrzedz.
Rzeczywiście stangret barona postrzegł i poznał Sandoka, a baron nie przeczuwając nic dobrego, tak umieścił dwóch na wszystko zdecydowanych zbrodniarzy, aby w razie napadu pochwycić mogli murzynów.
Gdy Rudy Dzik ujrzał Furscha mocującego się z takim czarnym djabłem, tak się przeląkł, że wypuścił Mora z rąk swoich, ale Sandok nadaremnie bronił się od uścisków Furscha.
Gdy baron trwożliwie krył się w głąb powozu w ciągu téj walki, pośpieszył Rudy Dzik swojemu wspólnikowi na pomoc, i połączone ich usiłowania zdołały pokonać Sandoka, chociaż ten wściekle się bronił. Rudy Dzik związał mu sznurkiem ręce, i gdy go potém dusił, Fursch