Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Goście już po części zaczęli się rozjeżdżać. Wychodzili na terras — a daleki trzask piasku świadczył, że wyjeżdżali, że powozy zbliżały się dla zabrania swoich znakomitych panów i odstawienia ich z powrotem do miasta.
Lecz Sandok pilnujący tylnego wyjścia, musiał także uważać na znak, który mógł dać w każdéj chwili Moro, w razie gdyby baron, podobnie jak inni goście, wsiadał do powozu we frontowym ganku.
Piękne balleryny, tu i owdziéj jeszcze jak elfy przechadzające się i swawolące po zielonych aleach, z cichym uśmiechem razmawiały o swoich zdobyczach, o księciu de Montfort, o uprzejmym margrabi de Chalbert, o marnotrawnym perskim księciu Ulughu i stu innych. Oczy i uszy Sandoka były wszędzie.
Wtém nagle na wysokości terrasu spostrzegł dumną, wysoką kobietę — była to hrabina — a obok niéj jakiegoś nieco kulawego pana. Czarny porwał się — oczy jego ponuro zabłysły, pokazały się ich białka.
Sandok poznał barona — ten zdawał się na coś czekać — wtém potoczył się powóz po żwirowéj drodze — zbliżył się do terrasu, aby koło niego objechać. To byłe dosyć dla patrzącego, chciał zawiadomić Mora i czekać z nim na drodze, aż powóz z baronem przejedzie.
Szybko i zręcznie przebiegł przez puste już teraz alee — w rogu postrzegł niecierpliwego już Mora, który szedł za powozem i na wszelki przypadek chciał zwrócić nań uwagę swojego towarzysza. Radość i niecierpliwość zrobiła go jednak nieco opieszałym, tak iż można było przypuścić, że stangret Schlewego postrzegł go — lokaja przy nim nie było.
Dwaj czarni zeszli się i pomiędzy drzewami pośpieszyli do bramy wjazdowéj; nie mogli czekać w parku aż baron wsiądzie, boby jego powóz stracili z oczu.
Zatrzymali się zatém przy kracie ocienionéj drzewami i czekali, aż von Schlewe przejedzie.