Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zuchwalił, że zastrzelił ulubieńca księcia de Monte-Vero, właśnie kiedy był gościem u cesarza.
Lecz najrozleglejsze rozporządzenia i usiłowania policyi pozostały bez skutku — Furscha nie znaleziono. Nie trafiono nawet na ślad jego wspólnika Rudego Dzika, chociaż słudzy prawa zachęceni przyobiecanemi nagrodami, z największym trudem starali się położyć koniec zabiegom obu tych niebezpiecznych złoczyńców.
Była to hańba, że połączonym usiłowaniom nie udało się wyśledzić ich kryjówki, i groziło niebezpieczeństwo narażenia się przez to na pośmiewisko, gdy cały Paryż i cesarz czekał na skutek.
Można sobie wyobrazić, że biedny Gril wiele na tém cierpiał, bo urzędnicy wywarli na niego całą swoją wściekłość.
Badano go bez liku, i zawsze wracano, wypytywano się, obarczano najcięższemi wyrzutami za domyślne przeniewierzenie się w obowiązkach.
Gril wpadał nadaremnie w bezwładną wściekłość, pozwolił robić z sobą co chciano. Ze stoicką spokojnością powtarzał tylko zawsze, że jest niewinien i o niczém nie wie. Biedny człowiek nie mógł też nic więcéj zeznać, choćby go na śmierć męczono.
Lecz nikt mu nie wierzył.
Kto mógł myśleć, że nie on, ale właściwie pan d’Epervier był winowajcą?
Zawsze znakomity naczelny inspektor wyszedł na czysto, a dozorca musiał pokutować. Jakże często w życiu urzędniczém popełnia się taka niesprawiedliwość!
Ale pan d’Epervier, chociaż bardzo lubiał rozkosze i był już nieco przeżyły, uczuł, wyrzuty sumienia. Nie był jeszcze złym — był tylko lekkomyślnym i łatwo kochającym się. Lecz jest rzeczą doświadczoną, że lekkomyślni są zarazem dobroduszni — jedno z drugiém łatwo się brata.
Pan d’Epervier bolał nad biednym, niewinnie cier-