Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Figura tam w górze zapewne się porusza, mruczał mimowolnie, patrząc na nieżywą postać anioła, ma zejść i zadusić? Jednak to mnie obchodzi! Głupstwo zrobiłem, że tu przyszedłem!
— Spróbować, sterniku Marcinie, spróbować! mniemał Moro klepiąc po ramieniu muskularnego człowieka.
— No, trzymać się ostro, sterniku Marcinie, wołał Sandok z właściwym sobie uśmiechem: dusić także anioła, pojedynkować się z nim!
— Moro i Sandok przyjdą w pomoc!
— Niech pioruny trzasną, czy wy łajdaki chcecie mnie na głupca wystrychnąć? śmiejąc się rzekł Marcin; czy myślicie, że sobie nie dam rady? Mam przecię ścięgna i muskuły.
I barczysty Sternik „Germanii,“ nim się Moro spostrzegł, silném ramieniem podniósł go w górę.
— Moro wierzy, wrzasnął czarny, który podczas téj pieszczoty dech stracił; o! Moro wierzy. Ale nawet taka wielka siła nie poradzi aniołowi!
— Wynoście się! powiedział Marciu, i przyparł murzynów do drzwi.
Moro chciał zabrać świecę, widocznie aby doświadczyć i podrażnić takiego śmiałka.
— Oho, to nie uchodzi, zawołał Marcin biorąc szeroką ręką za lichtarz: bez światła rzecz nic nie warta; chcę widzieć, jak ten tam na górze zabierze się do dzieła?
I wskazał białego anioła unoszącego się nieruchomie nad łóżkiem.
— Dobrze, niech sternik Marcin zatrzyma świecę, ale tu na boku, na wielkim stole!
— Dla czegoż to, Moro?
— Mały marmurowy stolik można obalić, a wtedy sternik Marcin będzie bez świecy!
— Mniejsza o to, postawcie świecę na wielkim stole! A może chcielibyście dać mi trochę szumiącego proszku, czarne łotry? proszek szumiący i trochę opium, ażebym widział wszelkie niedorzeczności?