Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i podał obie czarne ręce tak późno przybyłym gościom; bardzo dobrze!
— Sternik Marcin nie wierzyć w anioła śmierci i chcieć obaczyć zły pokój tu na dole! mówił daléj Sandok.
— Jeżeli to wam nie zrobi żadnych ambarasów i nieprzyjemności — dodał Marcin.
— Nic nie szkodzi, poszepnął Moro, bardzo ruchliwy i zwinny: możecie widzieć pokój zmarłych, Moro ma klucz i może zaprowadzić!
— Czy nam nikt nie przeszkodzi?
— Do tego skrzydła nic przyjdzie żaden człowiek, tam gdzie jest anioł śmierci i gdzie tylko Moro sypia!
— A wy nie boicie się anioła?
— O nie! Moro nie bać się! Anioł zamknięty w pokoju i nie wychodzi z niego — ani się ruszy z miejsca, czeka na ofiarę, ale jéj nie szuka!
— Hm! uśmiechając się pomruknął Marcin: wasz anioł musi być dziwnie święty!
— Sternik Marcin nie chce wierzyć! objaśnił Sandok czarnemu bratu, który mocno ucieszony odwiedzinami Sandoka śmiał się pokazując zęby z kości słoniowéj.
— Uwierzy, o to się nie boję, odpowiedział Moro; dawniéj także nie wierzyłem, ale uciekłem gdy anioł ożył i zstąpił na ziemię!
— Niech pioruny zatrzasną! skończcież z temi czarodziejskiemi historyami i zaprowadźcie mnie przecię!
Sandok śmiał się do upadłego — cieszył się, że mógł raz okazać sternikowi Marcinowi, iż ma słuszność.
— Sandok powiedział, poszepnął, że w ciągu roku albo anioł udusi barona, albo Sandok utonie w Sekwanie!
— Gdzie są konie? spytał Moro, który jako wszyscy czarni, o wszystkiém myślał.
— Tam przywiązane stoją? odrzekł Marcin.
— Bardzo dobrze, chodźcie! szepnął czarny i skinął.
I poszedł naprzód, nic nie mówiąc, ku drzwiom niezamieszkanego prawie, jak powiadał, zamkowego skrzydła.