Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w ręku dosyć duży, nieco rdzą zaszły klucz i właśnie odwiązywał numer znajdujący się przy jego rękojeści.
Poczém podał go baronowi.
— Bardzo dziękuję za grzeczność, zacny panie d’Epervier, powiedział von Schlewe ściskając mu rękę; nie będziesz pan tego żałował! Jutro o południu jeszcze raz się panu naprzykrzę, odniosę klucz i poproszę o zaprowadzenie mnie do więźnia w la Roquête dla ostatniego z nim widzenia się.
— To nie uchodzi — nie uchodzi w żadnym razie — toby nas zdradziło
— Czyliż ostatniego dnia nie wpuszczają krewnych po raz ostatni do skazanego?
— Krewnych — więcéj nikogo!
— No, to jutro będę inaczéj wyglądał, niby wzruszony brat więźnia ukażę się i odwiedzę go w pańskiéj obecności, dla pożegnania się z nim!
— To szalony zamiar!
— Pan w nim nic nie ryzykujesz, kochany panie d’Epervier, bo w najgorszym razie, będziesz oszukany i dla tego nie ulegający odpowiedzialności!
— Niech i tak będzie — o niczém nie wiem — wszystko panu pozostawiam, baronie!
— Byle nie odwiedziny w zamku Angoulême, co? rozśmiał się von Schlewe. Bądź pan zdrów, mój nieoceniony panie d’Epervier! O godzinie dziesiątéj czeka na pana ekwipaż i bożki widok, jaki nie wiem kiedy dostał się w udziale śmiertelnikowi — żegnam!
Baron potrząsł ręką naczelnego inspektora jak nowo nabytego przyjaciela, i odprowadzony przez niego wyszedł z pokojów.
Już było późno. Spojrzenie w korytarze więzienne przekonało barona, że nie są za mocno strzeżone. Dwóch dozorców z cicha rozmawiających przechadzało się tam i na powrót około celi skazanego.
Na dole znajdował się odźwierny, który bez wylęgi-