Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

idą, nie patrz na nich wcale, a my ich prędko wyprzedzajmy!
Mała, kiedy niekiedy z boku spoglądając na chłopców, biegła obok drugiéj starszéj towarzyszki. Dostały się do staréj, łukowatéj bramy miasta i wyszły na ulicę młynarską, na któréj mieszkało wielu robotników i ubogich, którzy się jeszcze tu i owdzie kręcili.
— Teraz już oni daleko za nami! z zapałem poszepnęła Helenka, obejrzawszy się raz jeszcze. Blask latarni padał na jéj bladą, nędzną twarz, na ktôréj wypisana była niedaleka jéj śmierć. Skoro tylko nadejdzie zima to biedne dziecię, zaledwie najpotrzebniejszą odzieżą okryte, w podartych trzewikach, po śniegu, burzy i deszczu, po ulicach błąkać się zmuszone, bardzo prędko wybawione zostanie!
Gdy wyminęły kilka fabryk, a między innemi i Lessinga, domy po obu stronach ulicy stawały się coraz mniejsze i niższe, gdzie niegdzie były między niemi ogrody; nareszcie obie dziewczyny dostały się na szossę. Przechodziły obok nizkich sztachet, po za któremi jeszcze kwitły georginie i ślazowe róże — nieco w głębi stał mały, nizki domek, otoczony winném liściem, a na tablicy tuż przy sztachetach wielkiemi literami wypisano było: „Ogrodowiny.“
Nagle coś się między drzewami poruszyło, — mała drżąc uczepiła się towarzyszki, szukając obrony, bo była bojaźliwa i nieśmiała.
— Uspokój się, Helenko, to zapewne Walter!
— Poznałaś mię, chociaż mnie nie widzisz? odezwał się z pośrodka zieleni zbliżający się głos — dobry wieczór, Małgosiu, od godziny już tu stoję i czekam na ciebie!
Był to ogrodniczek, który właśnie otworzył, drzwiczki w sztachetach i wyszedł na drogę — mocno wyrósł i wyższy był przynajmniej o pół stopy od dziewczynki, ktôréj podał spracowaną, rękę — a Małgosi nie można było nazwać małą! Miał na głowie żółty słomiany kapelusz,