Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zanim atoli Europa oswoiła się z widokiem tych przybyszów, zanim w ziemnistych, anemicznych twarzach nauczyła się rozróżniać starca i młodzieńca, mężczyznę i kobietę, już za tymi przybyszami napłynęli inni, wystrojeni, wyperfumowani, uśmiechnięci zawsze a dobroduszni obywatele państwa rosyjskiego i oni dopiero rzucili promień światła na te szare masy, które poprzedziły ich napływ do Europy zachodniej... Wyraz „nihiliści“ zabrzmiał w całej pełni i więcej zdziwił, niż przestraszył.
Co to za jedni byli ci „nihiliści“ nikt się nie łudził, ani w ich poszczególne zamiary, losy i koleje nie wnikał, godząc się z niewiadomo gdzie powstałym sądem, że nihilista to kwintesencja anarchji, zakała każdego społeczeństwa, potwór zniszczenia, potwór, wobec którego komunista najkrwawszy jest barankiem.
To objaśnienie tak znakomicie trafiło do przekonania Europy, że odtąd zaczęła wszystkich Rosjan, zjawiających się na bruku Londynu, Wiednia, Paryża czy Genewy, dzielić na dwie kategorje. Pierwsza — to najmilsi goście, najweselsi ludzie, najhojniejsi panowie, najprzyjemniejsi towarzysze, a druga — to „nihiliści“, udający niezręcznie artystów, literatów, studentów a nawet uczonych.
Tymczasem, szary, obdarty tłum emigrantów rosyjskich i podróżników, w odpowiedzi na zarzucony mu nihilizm, zawołał całą piersią „żandarmi!“
Okrzyk ten zastanowił nieco Europę. Rozejrzała się i istotnie wśród przybyszów rosyjskich, którzy w tropy za „nihilistami“ zjeżdżali, w tych wyperfumowanych, dobrodusznych, eleganckich, hojnych panach zaczęła rozpoznawać szpiclów.
Było z tego powodu nieco wrzawy, ale ponieważ