Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niezmiernie dobry, skromny „batiuszka“, gdzie ludzie bywają dosyć naiwni, gdzie może te i tamte prawa są nieco przestarzałe na wiek dwudziesty, ale gdzie ani powinno być inaczej, ani może być lepiej!...
Och, Europa wie, rozumie przecież!
Tak, Rosja, niezaprzeczenie, jest nieco „ridicul“, ale... ale kto nie oglądał tych tysięcy „mużyków“, padających na kolana na widok cara, kto nie widział tych tysięcy żołnierzy, rozpłaszczonych na śniegu w oczekiwaniu carskiego błogosławieństwa, kto nakoniec nie wie o tem, że w kolosie rosyjskim mieści się 100 rozmaitych narodowości i plemion, 40 różnorodnych języków, 90 religij, sekt i obrządków, a za to ośmdziesiąt procent analfabetów, że obywatel państwa rosyjskiego wyje z radości, gdy ma kawał czarnego chleba i butelkę okowity, że mieszka w kurnej chacie, że mu jeden barani kożuch wystarcza na całe życie, ten tylko może w Rosji znaleźć coś „ridicul“, temu tylko może się nie podobać samowładztwo...
Tak twierdzi Europa, bo Europa rozumie się na rzeczy! Zna wszak wybornie i cara, i wielkich książąt, i ministrów, i generałów, i nawet tych zabawnych kupców z długiemi brodami a z potężniejszemi jeszcze pugilaresami. Wszyscy oni są bez zarzutu, przesiąknięci wskróś cywilizacją zachodu! Toć z roku na rok pełno ich w Paryżu, Wiedniu i Berlinie, toć oni swą hojnością i uprzejmością urobili sławę magicznej nazwie prince russe.
Czyż taki baron Frideryks, minister dworu cesarskiego, nie zasługuje na miano najpierwszego z wersalczyków? Czy w tym elegackim dżentelmenie, zapatrzonym niedbale w dal morską na Promenade des Anglais, w Nicei, może ktoś dostrzedz coś despotycz-