Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Karola i wiesza mu się na szyi. Mam go, o gwiazdy nieba, mam go znowu!
Karol wyrywąjac się, do rozbójników. Ruszajcie! Szatan mię zdradził!
Amalia. Oblubieńcze, oblubieńcze! ty w obłąkaniu. Ha! to zachwycenie! Czemuż ja w tym szale szczęśliwości tak nieczuła, tak zimna?
Stary Moor zrywając się z siedzenia. Oblubieniec? Córko, córko! Oblubieniec!
Amalia. Wiecznie do niego, wiecznie, wiecznie on mój! O wy, potęgi nieba — zdejmcież ten ciężar zabijającej rozkoszy, żebym pod jej brzemieniem nie umarła.
Karol. Oderwijcie ją od szyi mojej! — Zabijcie ją! — Zabijcie jego, mnie, siebie! Wszystkich zabijcie! Niechaj świat się wali! Chce uciekać.
Amalia. Dokąd? Cóżto? Miłość, wieczność! Szczęśliwość, nieskończoność! a ty uciekasz?
Karol. Idź, idź odemnie! najnieszczęśliwsza z oblubienic. Patrz sama, pytaj sama, słuchaj! Najnieszczęśliwszy z ojców! Puszczajcie mię, niech na zawsze od was ucieknę!
Amalia. Wesprzyjcie mię, na imię Boga, wesprzyjcie! Noc przed oczyma mojemi — on ucieka!
Karol. Za późno! Daremnie! Twoje przekleństwo, ojcze!... więcej nie pytaj! jestem... ja... przekleństwo twoje... wydarte tobie przekleństwo... Kto mię tu zwabił? Z dobytym pałaszem