Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ozdoby. Tu on niebiańską swą muzyką słuchaczów powietrznych brał w niewolę. Tu na tym krzaku zrywał róże, i zrywał róże dla mnie. Tu, tu wieszał się u mojej szyi, usta swoje na moich ustach zapalał, a kwiaty umierały z przyjemnością pod stopami dwojga kochanków.
Karol. Czy już go niema?
Amalia. On żegluje po morzach burzliwych — miłość Amalii żegluje za nim. Stąpa po bezdrożach, piasczystych pustyniach — miłość Amalii palącym piaskom każe pod jego nogą zielenieć, rozkwitać dzikim burzanom. Skwarne południe pali mu obnażoną głowę, śnieg północny mrozem kurczy jego nogi, burzliwy grad bije mu po skroniach — miłość Amalii w burzach go kołysze. Morza, góry, przestrzenie niebieskie pomiędzy kochankami — ale dusze rozbiją więzienia prochu i złączą się w raju miłości. Zdajesz się smutny, panie hrabio?
Karol. Słowa miłości i moją miłość ożywiły.
Amalia blednąc, Jakto? kochasz inną? — Cóżem powiedziała?
Karol. Myślała, żem umarł i wierna została umarłemu — słyszała, że żyję — i koronę przyniosła mi świętej. Mniema mię w pustyni błądzącym w pośród nędzy strasznej — a jej miłość przez pustynie i nędzę poleciała za mną. Amalia ma imię, tak jak ty, łaskawa pani.