Strona:PL Fredro Aleksander - Nieznany zbiór poezyj.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXXVII
SEN

Ledwie Morfeia okryły mnie kwiaty,
Mniemałem widzieć, iak chłopiec skrzydlaty,
Z białéy wód piany cudną postać stwarza;
Za każdém tknięciem piękności pomnaża,        5
Za każdém daie posunięciem ręki,
Tu kształt, tu powab, tam urocze wdzięki;
Wszystko mu w dłoni snadnie się nagina,
Co skończył boskie, piękne co zaczyna. —

Gdy łono gładkim zaokrąglił tokiem,
Mgłą gęstą napół przed moim skrył wzrokiem,        10
A co zostawił w niesczęsnym podziele,
Żądzy za mało, lecz oku za wiele,
Chciałbym weyrzenie rozdzielić na krocie,
By wszędzie topić w niebiańskiéy Istocie...
Iednak ach iescze nieskończył chłopczyna,        15
Stworzoną Postać ożywiać zaczyna. —

Purpurą zorzy rumieni iey lice,
Błękitem Niebios napełnia zrzenicę,
Dwie krople rosy na rzęsach zawiesza,
Oddech iasminu w trefiony włos miesza,        20
Nakoniec piersi snieżyste popieścił
I pączki róży na obu umieścił,[1]
A gdy ie Feba płomieniem ożywił,
Na swóy twór spoyrzał i sam się zadziwił. —

Chce iescze znaleść, lecz iuż niéma wady —        25
Pełen radości, albo pełen zdrady,

  1. nad wierszem nadpisane atramentem cztery nieczytelne słowa.