Strona:PL Fredro Aleksander - Nieznany zbiór poezyj.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Póki lekkie, smutne tony,
Z szumem wiatrów nieprzeminą. —        90

A gdy księżyc przed iéy oczy,
W zupełnym swoim obwodzie
Z góry po ieziora wodzie,
Srebrzystą wstęgę roztoczy,
Myśli na nią że to stawa        95
W srébrnéy zbroi cień Zdzisława.
Chce go wstrzymać na tym swiecie,
Rozpowiada swoie żale,
A gdy milczy, kwiat po kwiecie
Na zwodnicze ciska fale. —        100

Noc iuż siódma cień rozwodzi,
Kiedy Zdzisław pełen sławy,
Z długiéy powraca wyprawy,
I w zamkową Bramę wchodzi. —
Lecz, O iakaż wieść straszliwa        105
Dwakroć serce mu przeszywa!
Biegnie, pędzi z srogiém drzeniem,
Hedwigi, Hedwigi woła,
Hedwigi lubem imieniem,
Brzmiało powietrze do koła. —        110

I iuż ledwie sobą włada,
Gdy swą kochankę postrzega,
Z szarpiącém czuciem dobiega,
Na kolana przed nią pada:
— „Hedwigo!“ — rzekł cichym głosem,        115
„Przestań ięczyć nad mym losem,
Zdzisław, twóy Zdzisław nie w grobie,
Iego życiem miłość twoia.
Tu iest, tu klęczy przy tobie:
Hedwigo, kochanko moia!“        120