Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Naturalnie, żeś nie mówił, Tom — wypraszał się Johnson łagodnier. — Tyś nie taki, mój chłopcze! Nie stroiłbyś sobie żartów ze starego moczywąsa. Nie stroiłbyś, co, prawda? To téż pokochałem cię odrazu, odrazu poznałem się na tobie i powiedziałem: Johnson, znalazłeś wspólnika! Chłopak ten nie nadużyje twego zaufania; polegać możesz na nim, polegać więcéj, niż naprzykład na tym tam szynkarzu. Hę?...
Tom milczał, a Johnson ciągnął:
— Polegać mogę na tobie, Tom, nie będziesz stroił ze mnie żartów, nie nadużyjesz zaufania? Jeśli cię spytam o co, powiesz mi prawdę, nie oszukasz... Hę?
— Nie oszukam — odrzekł chłopiec.
— Jeśli cię spytam, naprzykład — ciągnął, wodząc dokoła błędném okiem, ze wzmagającém się ust i rąk drżeniem — jeśli cię spytam, czy przebiegł dopiéro tędy królik srokaty, powiesz prawdę: przebiegł, czy nie przebiegł? Powiesz, nie oszukasz starego? Hę?
— Nie — odrzekł Tom — nie oszukam, srokaty królik przebiegł istotnie.
— A czy miał na głowie... ot, tak naprzykład, zielony, z żółtemi wstążkami kapelusz? Nie oszukasz mnie, powiesz prawdę: czy miał?
— A jakże, miał.
— Miał, mówisz?
— Miał — twierdził bez zająknienia Tom — kapelusz zielony wstążki żółte i... aha! i czerwone kwiaty.
— Czerwone kwiaty, mówisz — rzekł z zastanowieniem, lecz o wiele spokojniejszy Johnson — kwiaty czerwone... Nie widziałem, nie dostrzegłem... dziwnie... lecz to bynajmniéj nie dowodzi, żeby ich nie było, hę?
Tom wzniósł spokojne na towarzysza spojrzenie. Duże krople potu wystąpiły na czoło pijaka, woda spływała z opadłych na kołnierz włosów, ręka spazmatycznie ściskająca dłoń chłopca, zimna była i wilgotna, druga zwisała, poruszana konwulsyjném drganiem, niby do zepsutego jakiegoś należąca mechanizmu. Tom zmusił pijaka usiąść na kłodzie, a wypadek ten wykazywał władzę, jaką drobny, delikatny dzieciak posiadł nad ponurym, zdziczałym, nienormalnie podnieconym mężczyzną.
— Ej, Tom! — wybuchnął stary głośnym, lecz nie wesołym i nie dźwięcznym śmiechem. Śmiechem tym spłoszona, pierzchła jaszczurka mała, co z pod kłody wystraszonemi oczyma spoglądała na ludzi. — Ej, Tom, dziwnie to jakoś wygląda, srokaty królik w kapeluszu, hę?