Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Myślę, żeby się paniczowi serce krwawiło, gdyby się ojciec dowiedział o wszystkiem, zanim mu panicz sam powie — rzekła. — Pewnie przez niejedną noc bezsenną panicz sobie to spotkanie układał.
— Nie zniósłbym, gdyby mu ktokolwiek inny o tem powiedział — rzekł Colin. — Myślę o różnych sposobach codziennie. Teraz myślę, żeby wbiec do jego pokoju.
— Toby dopiero dla niego była niespodzianka — rzekła Zuzanna Sowerby. — Chciałabym pana wtedy widzieć. Chciałabym, jak Boga kocham. Musi wrócić do domu, musi!
Omawiali szczegółowo wizytę swoją na wrzosowisku. Ułożyli sobie już wszystko. Przez wrzosowisko pojadą, śniadanie spożyją na otwartem powietrzu, wśród wrzosów. Poznają wszystkie dwanaścioro dzieci i ogród Dicka zobaczą, i wrócą dopiero wtedy, jak się zmęczą.
Zuzanna Sowerby powstała wreszcie, by wrócić do domu i zajść do pani Medlock. Czas też już był zawieźć Colina również zpowrotem. Lecz zanim usadowił się w fotelu, stanął blisko przy Zuzannie, patrzał na nią z uwielbieniem i nagle pochwycił za fałdy jej błękitnej sukni.
— Pani jest taka, właśnie taka, jak sobie wymarzyłem — powiedział. — Chciałbym, żeby pani była moją matką — tak samo, jak matką Dicka.
Nagle Zuzanna Sowerby pochyliła się, ujęła go w ramiona i przytuliła do swego zacnego serca, tak, jakby był bratem Dicka. Gęsta mgła snać przesłoniła jej oczy.
— Moje ty dziecko drogie! — zawołała. — Twoja matusia jest tu w tym ogrodzie — wierzę w to niezłomnie. Nie może ona być daleko od ciebie. Ojciec twój musi do ciebie przyjechać, musi!