Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu Mary ponownie przypomniał się młody radża. Colin odpowiedział z takim spokojem, jakby go zdumienie doktora i przerażenie pani Medlock zupełnie nie wzruszały. Nie byłby więcej zdziwiony, ani przestraszony, gdyby do pokoju wszedł naprzykład, stary kot lub pies.
— To moja kuzynka, Mary Lennox — rzekł. — Prosiłem, żeby przyszła porozmawiać ze mną. Lubię ją. Musi przychodzić tu rozmawiać ze mną, ilekroć będę miał ochotę.
Dr. Craven z wyrzutem zwrócił się do pani Medlock.
— Och, panie doktorze! — westchnęła. — Nie wiem, jak się to stać mogło. Niema nikogo wśród służby, któryby śmiał mówić — mają wszyscy rozkaz.
— Nikt jej nic nie mówił — przerwał Colin. — Słyszała mój płacz i znalazła mnie. Bardzom kontent, że przyszła. Medlock, nie bądźże głupia.
Mary widziała, że Dr. Craven nie był kontent, ale było też jasne jak słońce, że nie śmie sprzeciwiać się swemu pacjentowi. Usiadł przy chłopcu i wziął go za puls.
— Lękam się, że było zbyt wielkie podrażnienie. Podrażnienie wielkie nie jest dobre dla ciebie, mój chłopcze — dodał.
— Będę podrażniony, jeśli Mary odejdzie — odparł Colin, a oczy poczęły błyszczeć mu złowrogo. — Czuję się lepiej. Przez nią się czuję lepiej. Niech bona tu przyniesie jej kolację. Zjemy ją razem.
Pani Medlock i Dr. Craven spoglądali na siebie zaniepokojeni, lecz widoczne było, że nic nie poradzą.
— Może on trochę lepiej wygląda, panie doktorze — odważyła się powiedzieć pani Medlock. — Lecz — dodała po namyśle — wyglądał lepiej już rano, zanim panienka tu przyszła.
— Mary przyszła tu dziś w nocy. Długo ze mną była. Śpiewała mi piosenkę hinduską, i to mnie uśpiło — rzekł