Strona:PL Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cza służba zawsze wszystko za nią robiła, i zdawało jej się rzeczą zupełnie naturalną, żeby jej usługiwano.
Była to mała jakaś stacyjka, i nikt inny nie wysiadł tu prócz nich. Naczelnik stacji zaczął rozmawiać z panią Medlock w szorstki, ale poczciwy sposób, wymawiając wyrazy dziwnie rozwlekle, tak jak Mary później spostrzegła, że mówią w Yorkshire.
— Co to, już pani zpowrotem? I przywiozła pani tę małą?
— Aha, to ona — odparła pani Medlock, mówiąc też w narzeczu jorkszyrskiem i wskazując ruchem głowy Mary. — Jakże się ma żona?
— Nieźle, dziękuję. Powóz czeka po drugiej stronie.
Powóz stał istotnie przez zajazdem stacji. Mary spostrzegła, że powóz jest wykwintny, i że służący, który pomógł jej wsiąść do niego, również jest wykwintny. Długi jego płaszcz gumowy i pokrycie głowy lśniły i ociekały od deszczu, jak wszystko bez wyjątku, nie wyłączając grubego naczelnika.
Gdy służący zatrzasnął drzwiczki i usiadł obok stangreta na koźle, dziewczynka usadowiła się w wygodnym, miękkim kąciku, lecz senność całkiem ją odeszła. Siedziała, wyglądając oknem i pragnąc zobaczyć cośkolwiek na tej drodze, wiodącej do dziwnego domu, o którym mówiła jej pani Medlock. Nie było to dziecko lękliwe, i nie można powiedzieć, by była wystraszona, lecz czuła, że Bóg wie, co może się jej zdarzyć w domu, w którym jest sto zamkniętych pokojów, w domu, stojącym na krańcu wrzosowiska.
— Co to jest wrzosowisko? — spytała nagle panią Medlock.
— Patrz wciąż oknem, a za jakie dziesięć minut sama zobaczysz — odparła kobieta. — Musimy pięć mil jechać wrzosowiskiem, zanim dojedziemy do domu. Wiele panienka