Strona:PL Fragmenty Konopnicka.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gwiazdy, jak złote lecące motyle,
Roztrzęsły blaski po ciemnym błękicie,
Noc w królewskiego majestatu sile
Ciszy swej sama słuchała w zachwycie,
I żaden odgłos lekkiemi skrzydłami
Nie przewiał między ciszą tą — a nami.

Nie wiem, jak długo zaduma ta trwała;
Gdym się ocknęła. Na czole twem bladem,
W niebo zwróconem, zórz jasność gorzała,
Jak nieśmiertelnej potęgi dyadem...
Wzrok twój przebijał lazury, jak strzała,
Mnie łzy z źrenicy srebrnym biły gradem...
Aż wreszcie głosem, co duszę przejmuje,
Rzekłeś: »On przecież jest tam!.. ja Go czuję!...«