Strona:PL Fragmenty Konopnicka.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

V.


Ja się nie skarżę, Boże! ja nie płaczę,
Choć wiatr roznosi jękami głuchemi
Chmury łez pełne, westchnienia tułacze,
Po całej smutnej tej ziemi!
Ja się nie skarżę, choć jasność dnia blada,
Zaledwo słońca promieniem draśnięta,
W cień i zmierzch nocy wieczystej zapada
Nieznana, często — przeklęta!
Ja się nie skarżę, choć kwiat nierozwity,
W pąku zdeptany, bezpłodnie umiera...
Ja się nie skarżę, choć prawdy błękity
Burza piorunem otwiera...
Choć po dolinach mgły ciemne się wloką,
Chociaż szczyt każdy bezduszną opoką,
Choć po przepaściach zwątpienia jest droga
Myślicielowi — do Boga.
Choć wiekuistej harmonii twej tony
Milkną, wśród dzikich rozdźwięku wybuchów,
Chociaż stworzywszy ciał całe miliony,
Tak mało dałeś nam duchów!