waniem do stołu, dowiedział się, że stypa będzie uroczysta, że zaproszeni są prawie wszyscy lokatorowie, nawet nieznajomi, że zaproszono także pana Lebieziatnikowa, pomimo jego kłótni z panią Katarzyną, i nareszcie on sam, pan Piotr, nietylko jest także zaproszony, ale nawet oczekiwany jest gorąco, uważają go bowiem za najdostojniejszego ze wszystkich zaproszonych gości. Sama pani Lippewechsel została zaproszoną również z wielkiemi honorami, pomimo dawnych nieprzyjemności, i dlatego zajęta była właśnie urządzaniem wszystkiego i krzątała się z wielkiem zadowoleniem, a przytem ubrana była, lubo w żałobie, ale w kompletnie nowej sukni jedwabnej i dumna była z tego.
Wszystkie te fakty i wiadomości zrodziły w umyśle Łużyna pewien plan, tak, że wrócił do siebie, to jest do pokoju Lebieziatnikowa, nieco zamyślony. Dowiedział się właśnie, że w liczbie zaproszonych znajduje się także Raskolnikow!
Pan Lebieziatnikow siedział jakoś cały ranek w domu. Z tym człowiekiem wytworzyły się u pana Piotra pewne dziwne, chociaż poczęści i naturalne stosunki!... Łużyn pogardzał nim i nienawidził go nawet niezmiernie, prawie od tej samej chwili, jak zamieszkał u niego, ale jakgdyby go się lękał. Stanął u niego po przybyciu do Petersburga nietylko z samego skąpstwa, chociaż było ono najważniejszą przyczyną, ale był także i inny powód. Jeszcze na prowincji słyszał o panu Andrzeju, swoim byłym wychowanku, jako o jednym z najwybitniejszych postępowców, a nawet jako o grającym znaczną rolę w pewnych ciekawych i tajemniczych kółkach. To udzerzyło pana Piotra. Wszystkie te potężne kółka, wsezchwiedzące, i pogardzające wszystkimi i każdym, już oddawna przejmowały pana Piotra jakimś dziwnym strachem, wcale zresztą nieokreślonym. Oczywiście sam, na prowincji, nie mógł on wyrobić sobie dokładnego, choćby przybliżonego pojęcia o czemś takiem. Słyszał, jak i wszyscy, że istnieją, zwłaszcza w Petersburgu, jacyś postępowcy, nihiliści, wywrotowcy i t. p. i t. p., ale, na wzór wielu, przesadzał i przeceniał znaczenie tych nazw aż do bezsensu. Najbardziej lękał się, już od lat kilku skompromitowania i to było najgłówniejszą podstawą jego nieustannego, przesadnego swej niepokoju, zwłaszcza przy zamiarze przeniesienia swej
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/92
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 90 —