Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 53 —

— Gdzie tu o wskrzeszeniu Łazarza? Poszukaj mi, Zosiu.
Spojrzała nań z ukosa.
— Nie tam pan szukaj... w czwartej ewangelji... — surowo wyszeptała, nie ruszając się z miejsca.
— Znajdź i przeczytaj mi — rzekł.
Siadł, oparł się o stół łokciami, podparł głowę ręką i ponuro utkwił wzrok w bok, przygotowany do słuchania.
Zosia niechętnie podeszła do stołu, z niedowierzaniem wysłuchawszy prośby Raskolnikowa. Wreszcie, wzięła książkę.
— Czy pan nie czytałeś? — zapytała, spojrzawszy nań przez stół, z pod oka.
Głos jej stawał się coraz surowszy i surowszy.
— Dawno... kiedym się uczył. Czytaj.
— A w cerkwi nie słyszałeś pan?
— Nie chodziłem... A ty często bywasz?
— N-nie — szepnęła Zosia.
Raskolnikow uśmiechnął się.
— Rozumiem... Więc i na pogrzeb ojca jutro nie pójdziesz?
— Pójdę. Byłam i w zeszłym tygodniu... dawałam na mszę.
— Po kim?
— Po Elżbiecie. Zabili ją toporem.
Nerwy rozdrażniały się w nim coraz bardziej i bardziej. W głowie zaczynało mu się kręcić.
— Przyjaźniłaś się z Elżbietą?
— Tak... Ona była sprawiedliwa... przychodziła rzadko... trzeba było... Czytałyśmy z nią i... rozmawiały. Ona ujrzy Boga.
Dziwnie brzamiały dlań te książkowe słowa, i znowu nowość: jakieś tajemnicze schadzki z Elżbietą i obie — opętane.
„Tu człowiek i sam się opęta! To zaraża“, pomyślał.
— Czytaj! — zawołał nagle uparcie i z rozdrażnieniem.
Zosia wahała się ciągle. Serce jej biło. Nie śmiała mu jakoś czytać. Prawie z męczarnią patrzył na „nieszczęśliwą warjatkę“.
— Na co to panu? Wszak pan nie wierzy? — wyszeptała cicho i jakby z zatamowanym oddechem.