Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 27 —

— Dzięki Bogu! — zawołała pani Pulcherja i przeżegnała się. — Módl się za nią, Duniu, módl się!
— To najzupełniejsza prawda — wyrwało się Łużynowi.
— No, no i cóż więcej? — nagliła Dunia.
— Potem powiedział, że sam jest niebogaty, i że cały majątek dziedziczą jego dzieci, które teraz bawią u ciotki. Potem, że stanął gdzieś niedaleko ode mnie, ale gdzie — nie wiem, nie pytałem się go.
— Ale co, co on chce zaproponować Duni? — spytała przerażona matka. — Czy ci powiedział?
— Powiedział.
— Cóż takiego? — Powiem potem — Raskolnikow zamilkł i wziął się do swojej herbaty.
Pan Piotr wyjął zegarek i spojrzał na godzinę.
— Muszę pójść za interesem, nie będę więc państwu przeszkadzał — dodał nieco urażony i zaczął wstawać z krzesła.
— Zostań pan, panie Piotrze — rzekła Dunia — wszak pan miałeś zamiar przepędzić z nami dzisiejszy wieczór. A przytem, sam pan pisałeś, że żądasz pan jakichś wyjaśnień od mamy.
— Tak jest, panno Eudoksjo — poważnie odparł Łużyn, przysiadłszy znowu na krześle, ale ciągle jeszcze z kapeluszem w rękach: — w istocie radbym otrzymać wyjaśnienie zarówno od pani, jak i od szanownej mamy pani, względem pewnych bardzo ważnych punktów. Ale tak jak brat pani nie może powtórzyć pewnych propozycji pana Świdrygajłowa, tak i ja nie pragnę i nie mogę mówić... przy obcych... o pewnych bardzo a bardzo ważnych kwestjach. Przy tem najważniejsza i najgłówniejsza moja prośba nie została wykonana...
Łużyn przybrał groźną minę i poważnie zamilkł.
— Pańska prośba, ażeby brata nie było w czasie pańskich odwiedzin, nie została wykonaną jedynie wskutek mojego życzenia, — rzekła Dunia. — Pisałeś pan, że brat mój pana obraził; sądzę, że to należy zaraz załagodzić, i że powinniście się panowie pogodzić. I jeżeli Rodzio rzeczywiście pana obraził, to on musi i będzie prosił pana o przebaczenie.
Pan Piotr zaczął zapewniać: