Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 259 —

wzrokiem zwolna przybliżył się do stołu, oparł się ręką o krawędź, chciał coś powiedzieć, ale nie mógł; słychać było tylko jakieś dźwięki bez związku.
— Panu niedobrze, krzesło! Siadaj pan, siadajże pan! Wody!
Raskolnikow usiadł, ale nie spuszcał oczu z twarzy nieprzyjemnie zdziwionego porucznika. Obaj patrzyli na siebie przez chwilę i czekali. Przyniesiono wodę.
— To ja... — zaczął Raskolnikow.
— Napij się pan wody.
Raskolnikow odsunął ręką wodę i zwolna, z przerwami, ale dobitnie wymówił:
To ja zabiłem wtedy starą emerytkę i jej siostrę Elżbietę toporem i zrabowałem.
Porucznik otworzył usta. Ze wszystkich stron zbiegl się ludzie.
Raskolnikow powtórzył swoje zdanie.    .    .    .    .