Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom II.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 254 —

wcale: przeczuwał już, że tak być powinno. W czasie, gdy na placu Siennym pokłonił się powtórnie ku ziemi, odwróciwszy się na lewo, o jakie pięćdziesiąt kroków, spostrzegł Zosię. Chowała się przed nim za jednę z drewnianych budek, a więc towarzyszyła mu w czasie całego tego smutnego pochodu! Raskolnikow uczuł i zrozumiał w tej chwili, raz na zawsze, że Zosia teraz z nim będzie na wieki i pójdzie za nim choćby na koniec świata, gdziekolwiek go losy rzucą. Serce w nim zadrgało... ale, otóż i doszedł do fatalnego kresu...
Dosyć raźno wszedł na podwórze. Trzeba było wejść na trzecie piętro.
Zanim jeszcze dojdę — pomyślał.
Wogóle zdawało mu się, że do chwili stanowczej jeszcze daleko, jeszcze dużo czasu zostaje, wiele rzeczy można jeszcze obmyśleć.
Znowu te same śmieci, te same skorupy na kręconych schodach, znowu drzwi od mieszkań otwarte naoścież znowu te same kuchnie, z których dolatuje czad i smród. Raskolnikow od tamtego czasu nie był tu jeszcze. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa, uginały się pod nim, ale szły. Stanął na chwilę dla nabrania powietrza, ażeby zawładnąć sobą i wejść jak człowiek.
— A na co? Poco? — pomyślał nagle, wyszydzając samego siebie. — Jeżeli już trzeba wychylić tę czaszę, to czyż nie wszystko jedno? Im niechlujniej, tem lepiej.
W myśli stanął mu nagle pan porucznik Proch.
— Czy istotnie udam się do niego? A czy by nie można było do kogo inego? Choćby do naczelnika? Możeby zawrócić zaraz i pójść do mieszkania samego komisarza? Przynajmniej odbędzie się wszystko po domowemu.. Nie, nie! Do Procha, do Procha! Pić, to pić odrazu wszystko...
Ochłódszy i ledwie pomnąc samego siebie, otworzył drzwi do kancelarji. Tym razem było w niej bardzo mało ludzi, stał jakiś stróż i jeszcze jakiś człowiek z gminu. Woźny ani wyjrzał nawet z za swej przegródki. Raskolnikow przeszedł do sąsiedniego pokoju.
— Może jeszcze można będzie nie mówić — myślał do siebie.
Tu jakiś jegomość z pisarzy, w cywilnem ubraniu, przykładał się do pisania czegoś na biurku. W kącie siedział